piątek, 7 lutego 2014

ROZDZIAŁ 2

 Tak jak myślałam Louis był dla mnie bardzo miły. Nie skomentował złośliwie mojego okropnego makijażu i tłustych włosów. Przemilczał też fakt, że użyłam jego żelu do kąpieli i pachniałam tak jak on. W dodatku zrobił mi pyszne śniadanie. I musiałam przyznać, że to były najlepsze naleśniki z dżemem truskawkowym jakie jadłam w całym moim życiu. Był to nie lada wyczyn, moja mama była świetną kucharką. Na wspomnienie o niej zrobiło mi się nieco smutno, ale szybko odpędziłam te myśli od siebie.
Ale oczywiście wszystko co dobre kiedyś się kończy. Wszystko zmieniło się w momencie kiedy wyszliśmy z domu. Louis stał się milczący i na wszystkie moje pytania odpowiadał opryskliwie lub je po prostu ignorował. Poprosiłam żeby mnie zawiózł w okolice mojej pracy, nie chciałam żeby podwoził mnie do domu. Było lepiej jeżeli nie znał mojego adresu.
Chłopak miał własny samochód którym mnie zawiózł. Jechaliśmy piętnaście minut w zupełnej ciszy, Louis nawet nie włączył radia. Było bardzo niezręcznie, ale nie chciałam się pierwsza odezwać.
Kiedy znaleźliśmy się pod kawiarnią on sięgnął ręką na tylne siedzenie i chwilę później podał mi moją kurtkę. Widocznie musiał ją odebrać z szatni w nocy. Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam w geście podziękowania, po czym wyszłam z samochodu. On od razu odjechał z piskiem opon.
Zanim zdążyłam się ruszyć z miejsca, poczułam wibracje w mojej torebce. Wyjęłam z niej mój telefon i zobaczyłam, że dostałam smsa. Nadawca nie podpisał się i w dodatku pisał z nieznanego numeru. Jednak te rzeczy nie były żadną przeszkoda bo od razu domyśliłam się kto wysłał mi tą wiadomość.
Po jej przeczytaniu doszłam do wniosku, że w nocy wszystko potoczyło się jeszcze gorzej niż myślałam.

Nie martw się, i tak wypaplałaś gdzie mieszkasz. Teraz wiem jeszcze gdzie dokładnie pracujesz. Do zobaczenia niedługo, chętnie napiję się pysznej kawy.

- Widzę, że świetnie się bawiłaś w weekend – powiedziała Megan z wymownym uśmiechem.
Mimowolnie poprawiłam szalik na szyi. Szukałam go w mojej szafie przez pół godziny, ale to się opłaciło bo sprawnie ukrył moją malinkę.
- Widziałam jak wychodziłaś z klubu w piątek. Byłaś z jakimś przystojniakiem – dodała po chwili. - Wołałam ciebie, ale chyba nie słyszałaś bo nawet nie spojrzałaś w moim kierunki. W sumie się nie dziwie, wyglądałaś na strasznie pijaną. Ledwo doszłaś do wyjścia...
Kiedy stanęłyśmy pod salą wykładową numer dwadzieścia i zaczęłam zastanawiać się nad słowami koleżanki. Co jeszcze zrobiłam tamtej nocy?
- Megan, powiedz mi proszę... Widziałaś żebym zrobiłam coś głupiego?
- Nie, raczej nie. Obserwowałam was jakiś czas. Głównie tylko piliście i patrzyliście się na siebie. Co jakiś czas się śmiałaś – powiedziała. - A co? Tak bardzo ci zależy na jego opinii? Nie dziwie ci się, chłopak wygląda jak chodzący seks. Gdyby nie Mark, sama bym...
- Przestań! - przerwałam jej szybko, nie chciałam tego wszystkiego słuchać. - Jesteś obrzydliwa.
- No co? Nie mów, że ci się nie podoba.
Przygryzłam lekko wargę i pochyliłam głowę w dół. Był cholernie przystojny i gdybym go zobaczyła na ulicy nie mogłabym przejść obok niego obojętnie. To było jasne, ale to nie miało tutaj żadnego znaczenia. Wbrew temu co on sobie myślał, mieliśmy się już więcej nie zobaczyć. Poza tym było wielu przystojnych chłopaków i mężczyzn, a on był po prostu jednym z nich. Nic wielkiego.
Kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że Megan wywraca oczami.
- Porozmawiamy o tym kiedy wreszcie zrozumiesz, że tacy chłopacy jak on nie są tylko na jedną noc – powiedziała i weszła do sali.
Pokierowałam się za nią. Kiedy zajęłam swoje miejsce w sali, natychmiast głośno ziewnęłam. Byłam wyczerpana.
Od zawsze nienawidziłam poniedziałków, ale na studiach one stały się jeszcze gorsze. Musiałam wstawać o szóstej rano żeby wyrobić się na wykłady które zaczynały się o ósmej, a kończyły o trzynastej. Potem jechałam do domu, szybko odkładałam swoje rzeczy, przebierałam się i szłam do pracy. Musiałam siedzieć tam prawie siedem godzin, do samego zamknięcia kawiarni o dwudziestej pierwszej.
Tego dnia było jeszcze gorzej bo wykład się przedłużył. Nie zdążyłam się nawet pożegnać z Megan bo kiedy w końcu się skończył, musiałam szybko biec na autobus. Ledwo na niego zdążyłam, kierowca musiał na mnie chwile czekać.
Jednak najgorszą częścią tego dnia był moment kiedy mój szef Paul kazał zdjąć mi szalik. Powiedział, że nie pasuje do mojego stroju z pracy. Niestety, musiałam wykonać jego polecenie. Nie skończyło się to zbyt dobrze. Wszyscy klienci podziwiali moją ogromną malinkę. Niektórzy nawet uśmiechali się z wyraźną kpiną, ale byli też tacy którzy robili na jej widok maślane oczka. Przecież to jest świetny dowód na to, że jestem do bólu zakochana w jakimś chłopaku i jesteśmy tacy szczęśliwi, że obnosimy się z tym przed całym światem! Obie reakcje były strasznie irytujące, nie potrafiłam wybrać gorszej.
Jedynym wybawieniem zdawała się być piętnastominutowa przerwa o godzinie dwudziestej trzydzieści. Zwykle spędzałam ją na tyłach kawiarni z moją koleżanką z pracy, Pauline. Tego dnia nie było inaczej. Tradycyjnie usiadłyśmy na ''naszej'' ławeczce. Ale miałam wrażenie, że coś jest inne niż zwykle. Zawsze nie mogłyśmy przestać mówić, ale tego dnia moja koleżanka była wyjątkowo cicha. Odezwała się dopiero po minucie.
- Widzę, że musiałaś się dobrze bawić w weekend – powiedziała odpalając przy tym papierosa.
Wskazała palcem na moją malinkę. Ta dziewczyna zdecydowanie powinna poznać Megan, pomyślałam wtedy. Obie były podobne pod tym względem, że wtrącały się zawsze w moje wszystkie sprawy. Nie chciałam ich sobie przedstawiać, to było zbyt ryzykowne. Gdybym to zrobiła zapewne ta ich ciekawość uderzałaby we mnie ze zdwojoną siłą. A tego z pewnością nie chciałam.
- To naprawdę nic takiego – powiedziałam.
Chciałam jej w ten sposób zasugerować, że dla mnie temat jest skończony i powinnyśmy porozmawiać o czymś innym. Ale Pauline nie wyczuła tego lub po prostu zignorowała bo patrzyła na mnie wyczekująco.
- Wiesz, że się nie wymigasz się od wyjaśnień– powiedziała, rzucając niedopałek po papierosie na ziemię. - Opowiedz mi coś o nim.
Jej słowa wskazywały na to, że i ona myślała podobnie jak nasi klienci. Nie mogłam w to uwierzyć. Znała mnie na tyle, że powinna wiedzieć o pewnych sprawach. Ja się nigdy nie zakochuję i nie pakuję się w związki. To nie leży w naturze Eleanor Calder.
- Miał na imię Louis, nic więcej nie jest tutaj istotne. To była jednorazowa sytuacja, nic ważnego bo nawet się z nim nie przespałam. A ta malinka to taka pamiątka która niedługo sama zniknie i bardzo mi wstyd, że muszę ją nosić przez te kilka dni. Nic więcej nie mam już do powiedzenia. Zadowolona?
- Oh.
Zobaczyłam na twarzy mojej koleżanki coś w rodzaju smutku i zawiedzenia.
- Co 'oh'? - spytałam i prychnęłam dosyć głośne. - Nie musisz mieć takiej miny, serio. Dobrze wiesz, że nie szukam żadnego związki i...
Jednak nie było mi dane dokończyć swojej wypowiedzi bo nagle tylne drzwi od kawiarni otworzyły i stanął w nich Paul. Od razu było widać, że jest wkurzony. Jego twarz była aż czerwona ze złości. W dodatku patrzył prosto na mnie. Słyszałam w swojej głowie ten piskliwy głos mówiący ''ktoś tu ma kłopoty''. W pierwszej chwili myślałam, że pojawił się tu przez zbyt długie siedzenie na przerwie. Jednak po spojrzeniu na telefon zobaczyłam, że zostało nam jeszcze dziesięć minut spokoju. W tamtym momencie moja teoria została obalona.
- Eleanor, radzę ci coś z tym zrobić – powiedział mężczyzna, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. - Przed kasą stoi jakiś chłopak i mówi, że nie wyjdzie stąd dopóki nie zobaczy się z tobą. Cały czas też gada o tym, że obiecałaś mu jakąś kawę. Zrób coś z tym bo zaczął już nawet śpiewać. To nie jest miłe dla uszu, a klienci się skarżą.
- Wiesz jak ma na imię? - spytałam z nadzieją, że nie wymówi tego czego tak bardzo nie chciałam słyszeć.
- Louis.
Po tych Paul zamknął drzwi hukiem. Był on tak głośny, że prawie zagłuszył śmiech Pauline czyli dźwięk który rozległ się po zniknięciu szefa.
- Wygląda na to, że chyba jednak się doczekam twojego związku – odpowiedziała moja koleżanka z wielkim uśmiechem na twarzy.
Nie skomentowałam jej słów, tylko wywróciłam wymownie oczami. Chwilę później wstałam z ławki i pokierowałam się do drzwi, a Pauline poszła za mną. Kiedy weszłam do kawiarni postanowiłam nie wychylać się zbyt do przodu. Specjalnie ustawiłam się w miejscu z którego mogłam świetnie zobaczyć Louisa. I w dodatku ogromnym plusem tego miejsca było to, że on nie widział mnie.
Rzeczywiście, stał przy ladzie i rozglądał się na boki jakby kogoś szukał. Widząc go cudem powstrzymałam się od śmiechu. Nie chodziło o samą osobę bruneta, ale o to jak był ubrany.
- Trzeba przyznać, że chłopak zna swoją wartość – wyszeptała mi do ucha Pauline.
Dziewczyna miała rację. Louis miał na sobie biały t-shirt z napisem sex machine, obcisłe dżinsy i czarne vansy. Wyglądał jeszcze lepiej niż wcześniej i nie miałam pojęcia jak on to robił.
- Trzeba przyznać, że masz całkiem niezły gust. A teraz idź do niego i sprawdź czy nie wypisuje kłamstw na swojej koszulce – dodała moja koleżanka pchając mnie lekko w jego kierunku.
Zrobiła to tak gwałtownie, że prawie wpadłam na jakiś pusty stolik. Nie uszło to uwadze chłopaka, od razu mnie zauważył. Szeroko się uśmiechnął i zaczął kierować się w moim kierunku, a ja poczułam się jakbyśmy znowu byli w tamtym klubie.
- Ładne ciuszki – powiedział kiedy już znalazł się koło mnie, a uśmiech dalej nie schodził z jego twarzy.
Znowu wywróciłam oczami. Mój strój do pracy był po prostu komiczny i nienawidziłam go, szczególnie jego pewnej części. Składał się z zwyczajnej białej koszuli, czarnych spodni i to mogłam jeszcze zaakceptować mimo że te rzeczy były okropnie niewygodne. Jednak najgorszą częścią stroju był fartuch. Miał ogromny nadrukiem w postaci kubka z kawą i podpisem z nazwą kawiarni. Jego kolor również nie powalał, był to jakiś zgniły zielony.
- Mam teraz przerwę...- zaczęłam.
- Wiem – powiedział nadal się uśmiechając.
- Słyszałam, że chcesz pogadać więc możemy pójść na tył – dokończyłam tak szybko żeby mi znowu nie przerwał.
On tylko pokiwał lekko głową i pokierowaliśmy się do miejsca gdzie jeszcze byłam dwie minuty temu. Znowu usiadłam na ławce, ale on nie zrobił tego co ja. Po prostu stał i wpatrywał się we mnie. Zauważyłam, że na jego szyi nadal widać trzy malinki. Z jednej strony dziwnie było je widzieć, ale z drugiej bardzo mi się podobały.
- Po co tutaj przyszedłeś? - spytałam kiedy zrozumiałam, że on nie zacznie pierwszy rozmowy.
Musiałam to zrobić bo kompletnie nie rozumiałam motywów Louisa. Podrywał mnie w klubie, upijał, zabierał mnie do domu bez wykorzystywania mnie, robił pyszne śniadanie, odwoził do domu, olewał i pojawił się w kawiarni tak po prostu. Już dawno zaczęłam się w tym gubić, a znaliśmy się ledwo parę dni.
- Przecież napisałem ci, że się jeszcze zobaczymy niedługo. Akurat miałem ochotę na kawę i dlatego tutaj przyszedłem – odpowiedział bardzo spokojnie, a ja pokiwałam z niedowierzaniem głową.
- Wiesz, że to wszystko było tylko jednorazowe. W ogóle nie powinieneś tu przychodzić, nie mam pojęcia po co tu jesteś? Naprawdę...
Ale znowu nie dokończyłam bo on podszedł do mnie i podniósł mnie. W ogóle się tego nie spodziewałam i odruchowo objęłam go nogami w pasie. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a on położył swoje na mojej talii. Louis znowu nie tracił czasu i prawie od razu zaczął mnie całować. Zaskoczona chciałam otworzyć usta żeby nabrać trochę powietrza, ale on chyba inaczej to zrozumiałam bo chwilę później poczułam jego język w moim podniebieniu.
Naprawdę świetnie całował, musiałam mu to przyznać. Potrafił zawrócić w głowie dziewczynie, mogłabym się pewnie z nim umówić gdyby nie ten charakter... Tyle sprzecznych emocji, nie mogłam go odepchnąć bo strasznie mi się to wszystko podobało. Dopiero po kilkunastu sekundach zabrałam w sobie wystarczająco dużo silnej woli żeby to zrobić. Później stanęłam na ziemi o własnych siłach.
- Nie chodzi tylko o kawę – odpowiedział mi chłopak, a ja dopiero po chwili przypomniałam sobie, że wcześniej zadałam mu pytanie.
- Jeżeli nie chodzi o kawę to myślę, że nie potrzebnie się fatygowałeś bo nie mam zamiaru już z tobą dłużej rozmawiać.
- Rozmawiać? - spytał i uniósł jedną brew do góry w pytającym geście.
Był wyraźnie rozbawiony i miał ku temu powód, moje słowa rzeczywiście nie był zbyt adekwatne do sytuacji. Nasza relacja na tamtą chwilę opierała się na tym, że on znienacka mnie całował i ja mu na to pozwalałam.
Po jego pytaniu zapanowała między nami cisza. Nie rozmawialiśmy i nie robiliśmy także niczego innego. Po prostu intensywnie się w siebie wpatrywaliśmy tak jakby nasz pocałunek chwilę temu w ogóle nie miał miejsca.
- Chciałem ciebie gdzieś zaprosić – powiedział Louis. - Tak naprawdę to jest główny powód dla którego tutaj przyszedłem.
Nie, wcale nie pojawiłeś się tutaj żeby mnie pieprzyć na tyłach miejsca mojej pracy. Skąd w ogóle ten pomysł?
- Zaprosić? - spytałam zszokowana jego propozycją.
- Tak, dokładnie tak. Nie ma w tym chyba nic złego – powiedział marszcząc brwi. - Przyjadę po ciebie w piątek o dwudziestej pierwszej, bądź gotowa na czas.
Nie zdążyłam mu w ogóle odpowiedzieć bo on uśmiechnął się do mnie na pożegnanie i wszedł z powrotem do kawiarni. Zanim zorientowałam się co się właściwie stało go już nie było. Kiedy weszłam za nim dowiedziałam się od Pauline, że już wyszedł i odjechał samochodem bardzo szybko.
- Chyba jego koszulka rzeczywiście nie kłamie. Co ty zrobiłaś z tym facetem? - spytała mnie koleżanka. - Jego włosy były o wiele bardziej ułożone kiedy tu wszedł i koszulka nie była taka pomięta.
- Nic – odpowiedziałam chcąc skończyć temat, ale Pauline oczywiście nie dawała za wygraną.
- Całowaliście się?
- Nie.
- Nie wierzę ci.
- Nie musisz.
- Spotkacie się jeszcze?
- Wolałabym nie.
- Dlaczego? Przecież...
- Tak, tak. Wygląda jak chodzący seks! - przerwałam jej sarkastycznie. - Już to dzisiaj słyszałam. Ale wiesz co? To nie jest takie super! Chłopak zaprasza ciebie nawet nie wiesz gdzie i nie masz żadnej szansy żeby mu odmówić bo on tak po prostu wychodzi!
Pauline spojrzała na mnie zszokowana.
- Bardzo dobrze, że nie miałaś takiej szansy – powiedziała. - Bo dzięki temu pójdziesz tam razem z nim. Gdziekolwiek to jest. Ale to nieważne bo większość dziewczyn na twoim miejscu pewnie poszłoby za nim nawet na koniec świata.
- Jesteś chora – odpowiedziałam krótko.
- I kto to mówi!
Udałam, że tego nie słyszałam i oddaliłam się w stronę lady gdzie już czekał kolejny klient do obsłużenia. Na szczęście był to jeden z ostatnich tego dnia.

2 komentarze:

  1. "Ale to nieważne, bo większość dziewczyn na twoim miejscu pewnie poszłoby za nim nawet na koniec świata." Absolutnie się z tym zgadzam.
    @bemyloueh_

    OdpowiedzUsuń
  2. zbyt zboczone xd

    OdpowiedzUsuń